niedziela, 3 grudnia 2017

Psia starość

We wrześniu jeszcze był sobie całkiem przyzwoity pies. Z gęby mu tylko waniało nieprzyjemnie, ale wiedziałam, że coroczny kamień trzeba zdjąć i zaklepałam mu termin. Nie zdołałam tym razem na spokojnie. Pies jest dość nerwowy i zaglądanie mu do pyska jest możliwe tylko poprzez uchylenie bocznych warg. Nie da sobie w paszczę popatrzeć. Nie da sobie tych zębów myć, ani szorować płynami. Tak ma.
W ciągu kilku dni lewe oko (już zajęte wcześniej przez zaćmę) wybałuszyło się. U weterynarza okazało się, że są dwie wersje:
- oko zaatakowane przez nowotwór - moja decyzja uśpić, nie wybudzać
- jakaś przetoka.

Jeszcze przed planowanym zabiegiem Bajtuś był u fryzjera i w dniu wyruszenia na zabieg wyglądał jak prawie młody.




Potem już było tak:



A potem w domu pod kocykami, narzutami, kołderkami i lampami nagrzewającymi tak:





Okazało się, że Bajtkowi zropiał ostatni ząb trzonowy z tyłu i utworzyła się przetoka. Teraz Bajt patrzy na świat z przymrużeniem oka.
Wet nie wziął dużo. Wziął bardzo mało. W pakiecie pooperacyjnym miał i leki przeciwbólowe i kilka kontroli. Wet ma też takiego psa ze schroniska i rozumie wiele.

Po operacji tylko kilka dni opatrywałam oko, bowiem goiło się - jak na psie!
Pojawiła się telepawka i kłapanie, więc czym prędzej z akurat ufilcowanych przez pomyłkę swetrów uszyłam psu okrycie.
Sweter miał zacny skład - alpaka, wełna, jedwab i kaszmir. Kosztował całe 3 złote. Po ufilcowaniu mógłby być torebką, ale pies ważniejszy. Pomysł i uszycie to jeden wieczór. Sprawdziłam tylko czy ogarnę psa podwójnie złożonym swetrem.

W rozłożeniu widać ogólny kształt, wycięłam dekolt, obcięłam rękawy i jeden z nich jak pasem spina psa pod brzuchem na rzep. Z przodu zapina się ubranko na guzik. Aby to-to się układało na zadzie ma zrobione zaszewki. Całość miała być prototypem do uszycia czegoś w stylu haute couture, ale okazało się to niepotrzebne.
Mój pies nie marznie aż tak, by potrzebował okrycia. Kłapie, bo ma uszkodzone nerwy i regeneracja albo będzie, albo nie. Są dni kiedy jest cicho w domu, ale wiem jak nerwowo ludzie reagują na psa który bez ubranka spokojnie sobie kłapie i nie jest to związane z zimnem. To ja już zamiast tłumaczyć kolejnemu obrońcy co to oznacza, wolę by miał ubranie na sobie, a ja zaoszczędzę energii.
Zakłada się to cud odzienie błyskawicznie.






No i kolejny problem nie do rozwiązania. Pies leje.
Pies lał zaraz po schronisku i teraz leje na starość. Póki mielim nadzieję pilnowaliśmy godzin spacerów i cierpliwie podłogi były myte. Pies gdy zostawał sam był więziony w przedpokoju wraz z niczego winnym kotem do towarzystwa. Łatwiej te kafle niż dywan ogarnąć.

W międzyczasie miał badanie nerek i ma jakieś osady w pęcherzu, co też może być przyczyną siusiania. Ale leki nie pomogły, problem zdaje się jest już problemem dożywotnim i tylko ratunku dla siebie umęczonych poszukaliśmy.
Bo w tym wszystkim jest ten szkopuł, że pies nie zgłasza. Nie znana jest chwila i czas.

Pieluchy!
Pierwsze, typowo psie kosztowały dużo. Uważam, że za dużo. Twierdzę, że gdyby nie drogość tych pieluch to i eutanazji psich byłoby mniej. Zwłaszcza, że w żadnym stacjonarnym w całej wsi Wrocław nie trafiłam na pieluchy. Trza ciągnąć poprzez kuriera.

Elegancko pan pies się zachował i z godnością. Nie rwie i nie ściąga. Cud wynalazek! W tych firmowych wyglądał tak:


Wybrałam się do sklepu dla najuboższych (cytując Dorotkę z FB) i tam wypatrzyłam rozmiar dla swojego kundla. Spaniel waży 15 kilo, więc pieluchy w rozmiarze +15 są idealne. Paczka 42 sztuk kosztowała chyba 26,99.  Firmowe ok 40 zł za 12 sztuk.

I znów trochę cięcia i zszywania, ale da się.


Rozkładamy pieluchę i wycinamy to co narysowałam flamastrem:



Zapięcia z boków przenosimy na górę pieluchy i spinamy szpilką, lub nie. I pod maszynę.



Hurt był na kilka dni:


Uwaga, możecie się tu starać. Ja w tym przypadku wykorzystuję wszelkie resztki na szpulkach. Ale daję Wam głowę, że i wykończone elegancko jak na dole i byle jak (bo nitka nie łapała całkiem) na górze - trzyma się świetnie. Gotowe wkładam do pudełka w przedpokoju i jest zawsze zapas pod ręką, albo raczej pod siusiakiem :).



Bajtuś nie narzeka na przeróbkę. Tu widzicie jak się prezentuje jednooki anioł stróż mój. Pod okiem ma wytarte miejsce, taka brązowa plamka. To ślad po tarciu, gdy schodziła opuchlizna i pies sobie masował skórę. Wydreptany w naszej erze szczęśliwości lek pomógł, bo zahamował swędzenie, ale nie jestem pewna czy mu tam kłaki odrosną. W każdym razie psa mam dalej.

Niejeden się puka w głowę, bo to oko, bo pieluchy.
A ja wiem, że jeszcze nie pora.
Pies jest żywotny, sam schodzi i wchodzi (ba nawet biegnie) po schodach, je a nawet żre, kocha panią dalej jedyną na świecie, lubi spacery. Tylko niektóre psy traktują go ciut inaczej, raczej nie jest to awantura, ale czują, że coś jest inaczej, coś nie gra, starają się z Bajtkiem zanadto nie spoufalać. Psy są mądre.
Myślę, że zobaczę ten moment, kiedy powinnam pozwolić psu odejść. Ja jestem nim już bardzo zmęczona, ale to choroba spowodowała mój opad sił.





27 komentarzy:

  1. Jak przyjdzie czas powiedz mu, że już nie musi Was pilnować, pogłaszcz po łebku i niech koniecznie pozdrowi tam wszystkie te nasze kochane psiury, co już po tamtej stronie. A póki mu się chce po schodach biegać, to rzeczywiście warto te pieluchy i inne takie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Elu będzie. Spokojnie niech będzie i bez bólu odchodzenie. Póki co biega jak młody szczeniak, nawet się bawi piłeczką.

      Usuń
  2. Oby Bajtek jak najdłużej cieszył się, biegał, chodził na spacery i żarł z apetytem ;). Masz racje, to jeszcze nie pora. I myślę, że jak przyjdzie pora to będziesz wiedziała. Pielucha to żaden wstyd i żadna nienormalność - wstyd to zdrowego psa do drzewa w lesie przywiązać, albo szczeniaki w pudełku zostawić na śmierć. Pozdrówka dla Was :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak Tysiu, nawet Cycu przestał się wstydzić schodzić z nim po schodach w pieluszce, bo jak mu powiedziałam - jak sąsiedzi zobaczą nasze starania to żadnej kałuży nie przypiszą Bajtkowi. Ja już te schody do nieba szorowałam, i Panmąż i Synu. Koniec. Teraz pieluchę ściągamy tuż przed wyjściem z bramy, jak sucha - lądue na zaś w psiej torbie, jak mokra - kubeł. Jakoś sobie poukładamy odruchy :). Dobrze, że kot zdrowy.

      Usuń
  3. Psia starość .. ale jego jakże GODNA ! Popłakałam się.... Ile w Tobie jest miłości do niego , pewnie w dwójnasób wzajemnej :)
    Podczytuję od dawna , choć nie komentuję... Ale dzisiaj... zaimponowałaś mi tak bardzo , że brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Molly - bo tak trzeba. Gdyby był słaby na schodach ale dawał radę w poziomie - znosiłabym, gdyby był głuchy - też bym jakieś znaki opracowała. Najważniejsze to tak pomóc, by się tą pomocą nie zarąbać i nie odczuwać złości czy gniewu. Zastanawiam się, czy gdy ja będę potrzebować na starość pieluchy napotkam na podobny gest. Raczej tak. U nas się i straszliwie kłócimy o pierdoły, a równocześnie skaczemy w ogień po pomoc. Brakuje normalności :) w naszej rodzinie, takiej statecznej i poukładanej. Pies został wypatrzony z ogłoszenia ze schroniska od pierwszej sekundy spotkania oboje wiemy, że my, tylko my. To taki mój pierwszy naprawdę osobisty pies. Takiego ma się raz w życiu. Zadbam do końca, nie pozwolę na poniewierkę i cierpienie.

      Usuń
  4. Biedny Bajtuś. Poryczałam się. Ostatnie dni mego 16,5 letniego jamniora były okropne- pies nagle stracił wzrok a w dwa dni potem zdolność samodzielnego picia i jedzenia. Poiłam strzykawką, ale już wiedziałam, że pora się z piesiem rozstać. Zdolność picia stracił w sobotę, a w poniedziałek wet zadecydował, że trzeba się rozstać.To boli, ale w takiej chwili wiesz i rozumiesz, że to jedyne dobre wyjścia dla piesia. Aniu, w sierpniu minęło od tego czasu 7 lat, a ja nadal za nim tęsknię.Za nim, nie za jakimś psem.
    Przytulam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę się wtrącić. Minęło już 13 lat, jak nie ma mojej pierwszej suni. Tęsknota nie mija, wciąż mi jej brakuje, choć pojawiły się inne zwierzaki i też je kocham. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Anabell - Aniu - przyszła pora, wiem, mnie to też czeka. Dobrze, że psina nie cierpiała długo. Dobre miał życie to i odchodzenie powinno być dobre. Chociaż brzmi to okrutnie może. Każdy gdzieś i kiedyś trafia na to swoje zwierzątko ukochane. Jak nam dobrze, że możemy powspominać, chociaż bywa płaczliwie przy tym.

      Usuń
    3. Tysiu - bo można mieć wiele, a jedno coś znaczyło więcej.

      Usuń
  5. ja w sierpniu pomogłam odejść mojemu kotu, po dziewięciu miesiącach pieluch i zero poprawy...boli mnie to do dzisiaj...Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze się stało. Kto wie, czy wspominałabyś kiciusia tak serdecznie jak dziś? Może ogrom opieki spowodowałby niechęć do zwierzaka. To ciężkie, ale tak musiało być. Byłaś dzielna przez tak długi czas. Opieka nad kotem jest trudniejsza.

      Usuń
  6. Z wielkim oddaniem i pomysłowością pomagasz swojemu pupilowi Kankanko i co najważniejsze skutecznie. Weterynarze najczęściej wybierają ten zawód,ponieważ bardzo kochają zwierzęta. Dzięki nim moja staruszka Tusia ciągle jest z nami, w miarę sprawna,tylko gorzej widzi. Mówiono mi,że ze starości,ale poddałaś mi myśl,że to może operacyjna zaćma. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, ja nie operowałam zaćmy, mój pies ma 15 lat więc nie podejmowałam próby nawet. Bajtek stracił oko, bo ropa z zęba dostała się do oczodołu. Oko było osłabione i dlatego taka klęska. Dobrze, że nie nowotwór. Oczodół został opatrzony, wyleczony, a pies jak pisałam - patrzy na mnie z przymrużeniem oka :). Ale popytaj o operację.

      Usuń
  7. Jak ja cię rozumiem! Na samą myśl, że mojego Piernika mogłoby nie być, zaczynam płakać. Natomiast może to lanie u Bajtka się cofnie. Moje słonko miało 6 lat temu stan przedrakowy prostaty (który zresztą objawił się jak babeszjoza, a potem jeszcze pomylili mi w laboratorium psie wyniki i czarno na białym przeczytałam, że mój machający ogonem pies umiera, bo... hemoliza; rozum i psa uratowała mi nie znająca mnie doktor Sumińska, w dwie minuty, przez telefon, bo była w samochodzie i jechała na urlop, przekierowała mnie, gdzie trzeba - to wielki i mądry lekarz, dobry doktor), okazało się, że do kompletu miał jeszcze kamienie nerkowe (tak, nerkowe, u psa, nie suki!) i nie lał, ale popuszczał. Prostatę (a właściwie jąderka) ma do dziś hamowane hormonalnie, ale kamieni i popuszczania pozbyliśmy się żarciem, leki nic nie dały - jadł Urinary Moderate Calorie od Royal Canin (bo grubas - 33 kg). Po 2-3 latach na tych chrupkach tak się rozpuścił, że chrupek już nie chciał jeść, postanowił jadać tylko gotowane, to gotowałam, ale po jakimś roku znów się zaczęło popuszczanie. Zaakceptował dodawanie chrupek Urinary do gotowanego żarcia, popuszczanie ustąpiło - może przenieś Bajtka na jakieś urożarcie. To zresztą nie jest to jedyny problem Piernika. Jak to pies z bidula, na starość ma wszystko: zaćmę - nic sie nie da zrobić, bo kolejnego usypiania do zabiegu może nie przeżyć, od półtora roku leczymy zastoinową niewydolność serca (leki droższe niż dla ludzi trzeba podawać precyzyjnie, więc mam polkę lekową od 6 rano do 9 wieczór, bo jedne trzeba podać godzinę przed jedzeniem - je trzy razy dziennie, bo ma nadkwaśność i trąconą wątrobę od czasu leczenia Biomectyną nużycy w młodości - inne 2,5 godziny przed spacerem itd.), przy tej niewydolności musieliśmy mu usunąć 2 zepsute trzonowce - usypianie i wybudzanie było traumatyczne, bo leki zwiotczające mięśnie działały szybciej i dłużej niż te odbierające świadomość, wszyscy troje płakaliśmy, jak się obudził i przerażony czołgał się po gabinecie, bo nie mógł wstać. Od półtora roku ma kaszel,budzi nas po nocach - dwie tury leczenia antybiotykami rzekomego kaszlu kenelowego nic nie dały, rtg płuc i oskrzeli czysty, kardiolog twierdzi, że to nie od serca, sterydy (no, wtedy to on lał, jak z cebra, chlał i lał, nie patrzył, gdzie) nie pomogły, trochę pomaga syropek GrinTuss dwa razy dziennie, nigdy razem z nasercowymi. Przez trzy czwarte życia nawet nie szczeknął, a na starość gada cały czas, właśnie leży i burczy. Moje łóżko traktuje jak swoje i próbuje mnie z niego wyrzucać. Myśleliśmy, że ogłuchł, bo na żadne komendy, ani otwieranie drzwi nie reagował, doktor potwierdził głuchotę, ale po dwóch tygodniach okazało się, że "Pierniczku, a może smakołyczka?" powiedziane prawie szeptem słyszy, za to na wykrzyczane "Stój, ty wredny psie!" jest kompletnie głuchy, cwaniak. I chociaż czasem nie mam siły sprzątnąć kolejnej kupy w dużym pokoju (teraz mamy od dwóch tygodni kłopot z brzuchem, ale przechodzi po psich probiotykach), to wolałabym żeby żył wiecznie, nawet jako stary pies. Więc chyba cię rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podałaś mi myśl o jedzeniu. Dzięki Finextro!!!! Lekarz mi tego nie zasugerował, wdrożył leczenie farmakologiczne, ale ja mu te chrupki kupię. Teraz jest tak łasy na żarcie, że powinien wsuwać. Nie ma problemów z prostatą, reszta zębów idealna, tylko mały osad w pęcherzu. Może urożarcie pomoże. Jeszcze raz dzięki! Jutro popytam o chrupy dla niego.

      Usuń
    2. Swoją drogą Finextro - strasznie schorowany. Biedny psiak. Ale podziwiam i mocno kciuki trzymam, by jeszcze ta wspólna droga się wiła.

      Usuń
    3. W ogóle po nim nie widać, że to ma chore, tamto ma chore, tylko bardzo posiwiał. Zachowuje się jak szczeniak, na trzecie piętro wchodzi szybciej ode mnie, w zakresie obowiązków ma machanie ogonem i zakresu się trzyma. Jak lekarz przy okazji rzekomej głuchoty powiedział, że 14 lat to na psa tej wielkości bardzo dużo i że zasadniczo to mam się przenieść na parter i przygotować na koniec, to gotowa byłam staremu dziadu oczy wydrapać. Najsłodsze jest w Pierniku to, że wprawdzie przytulaśny z natury nie jest przesadnie, ale jak widzi, że któryś z jego ludzi jest smutny, to zaraz mu przyprowadza psa (siebie) do głaskania, żeby mu się poprawiło. No i spróbuj o takiego nie dbać! On dba o swoje stado!
      Zresztą jako niedowiarek przepytałam wszystkich możliwych weterynarzy na czatach i forach, czy nie przestawić go na jakieś kardiożarcie, jak wyszła na jaw ta niewydolność serca, wszyscy jak jeden powiedzieli: zostać na urożarciu, kardiożarcie niewiele wnosi do stanu serca, a jeśli pies ma skłonność do tworzenia struwitów (wiemy, jakie miał kamienie, bo biegałam za nim ze słoiczkiem - schwytanie moczu do analizy to jest dopiero cyrk! Nigdy za pierwszym razem się nie udaje, a człowiek ze spacerku wraca równo obsikany!), to urożarcie ma sens. Myślę, że spróbować nie zawadzi. Uroproblemy są wyjątkowo niemiłe, mocarnego człowieka potrafią doprowadzić do rozpaczy (zwłaszcza jeśli nie trafi na wspaniałego lekarza - mi się z matką po dwóch tygodniach odchodzenia od zmysłów taki trafił czternaście lat temu), sama wiesz najlepiej. Trzymajcie się! I Ty, i Bajtek!

      Usuń
  8. Aniu Jesteś Wielka
    Aniołowanie u Was działa we wszystkie strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justa - to zwykłe ludzkie odruchy, niemniej jednak nie życzę nikomu polewaczki w domu, a ja sama znana z oszczędzania to pokombinowałam trochę z tymi pampersami. Grunt, że działa :). A i pies nie cierpi, bo wygodne i nie ma sprzeciwu.

      Usuń
  9. Dla mnie to nic nowego bo w tym roku wydalam sporo na moje koty. Mój pies nie miał oka od młodości i dożył 18 lat. Teraz w sobotę go uśpiłam. Nie dziwią mnie sweterki i pampersy, bo jak chcesz mieć to musisz dbać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dbam Basiu, szyję te pieluchy co kilka wieczorów. Karmy jeszcze nie dałam, bo nie kupiłam - czekam jeszcze na weta i jego pomysły, ale tak późno wychodzę po pracy, że ten zamyka przede mną. :)

      Usuń
  10. Szczerze podziwiam.Sama mam psa i nie wyobrażam sobie aby mogła dziać mu się jakaś krzywda. Mam nadzieję, że jeszcze się Bajtusiowi polepszy. Życzę wszystkim dużo zdrowia i optymizmu. Gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morticio - mus dbać. Jeszcze jest bardzo żywotny. Potraktuję to jak mały dopust, ale do przeżycia.

      Usuń
  11. to specjalistyczne jedzenie ponoć taniej przez net wychodzi niż w stacjonarnych sklepach, a pomysł s pieluchami 1 klasa !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konkato - próbuję zdobyć próbkę lub małe opakowanie,bo muszę sprawdzić czy on to będzie żarł. Ale to chyba jedyna szansa.

      Usuń